Pracując od wielu lat z dużo młodszymi koleżankami, spotykając się z coraz wcześniej urodzonymi artystami kabaretowymi, którym nie chce przejść przez usta inna forma niż „Pani”, zastanawiam się na ile powinnam się dostosować, a na ile zachować dystans. Żyję w przekonaniu, że młodość nie w każdej sytuacji jest wartością, ale również wiem, że mój wiek metrykalny niewiele ma wspólnego z tym ile faktycznie mam lat.
Mam jednak potrzebę przekazywania czegoś, co minęło bezpowrotnie i co ukształtowało jeśli nie współczesną młodzież, to jej rodziców.
Oto jeden z takich „przekazów”:
Gdy ciśnie nam się na usta stwierdzenie – „za moich czasów było inaczej”, to na pewno już zaczęliśmy się starzeć. Jeśli mamy tego świadomość, będziemy bronić się przed takim postrzeganiem ludzi młodych, demonstrując tolerancję a nawet pełną akceptację zachowań naszych, o 20 lat młodszych, „ kolegów”. Czas jest jednak nieubłagany i prędzej czy później nasuną nam się refleksje, o tym, jacy byliśmy. Nie da się ukryć, pokolenie, które studiowało na początku lat osiemdziesiątych, bawiło się inaczej. Przede wszystkim nie było Juwenaliów. Początkowo ówczesna władza zakazała na złość studentom, a potem studenci zbojkotowali na złość władzy.
Bo my wtedy bawiliśmy się przeciwko czemuś. Przeciwko komunistom, zomowcom, systemowi, stanowi wojennemu, milicji, a także przeciwko tym studentom, którzy przeciwko nie byli. Nasza zabawa miała znaczenie – była symbolem nie tylko buntu ale także potrzebą wolności, która była i jest wartością bezcenną. Nie wiedzieliśmy wówczas, że wolność to jedynie możliwość wyboru więzienia, dlatego gotowi byliśmy poświęcić wiele. Brzmi to niestety martyrologicznie ale czasy były nieporównywalnie inne. Dla wielu dzisiejszych studentów niewyobrażalne. Co zatem umilało nam czas?
Przede wszystkim dyskusje do bladego świtu, piosenki Jacka Kaczmarskiego śpiewane w klubach studenckich, na kameralnych imprezach, przez samego artystę i jego naśladowców. Oglądanie filmów tzw. półkowników, jeśli na cały akademik znalazł się jeden magnetowid. Czytanie bibuły i wydawnictw nielegalnych. Jak chcieliśmy się pośmiać, zrobiliśmy sobie przegląd kabaretów. Nie było telewizji , nikt bowiem nie oglądał tej ideologicznej papki, serwowanej na dwóch kanałach, przez propagandę systemu, nie było komputerów, całą noc otwartych pubów i restauracji, imprez estradowych, koncertów plenerowych, przynajmniej na początku, ba nie było telefonów to znaczy był – jeden na cały akademik, na portierni. No i nie mieliśmy pieniędzy, choć prawdę mówiąc, nie bardzo było na co je wydać. Oczywiście piliśmy wódkę, dużo wódki, do dziś pozostanie dla wielu tajemnicą, jak to możliwe, że wtedy gdy alkohol był na kartki, nigdy go nie brakowało. Na dodatek byliśmy ambitni, inteligentni, jak nam się wydawało silni i odważni
Czy to oznacza, że nie ma już idealistów, ludzi ambitnych, chcących poszerzać swoje horyzonty, wrażliwych i chcących świadomie przeżyć życie? Oczywiście, że są, może tylko nie krzyczą i nie śmieją się tak głośno, więc ich nie widać. Chodzą na koncerty, uczestniczą w ambitnych projektach, czytają Paula Cohello i mówią kilkoma językami. Czasem spotykają się w klubach, gdzie piją piwo i tańczą. My nie tańczyliśmy. A oni korzystają z życia, jeżdżą za granicę, kupują markowe ciuchy, bawią się i na pewno w wielu dziedzinach są mądrzejsi niż my w ich wieku. I bardzo dobrze, o to walczyliśmy między innymi.
A ja mam nadzieję, że przekazując te informacje wnoszę coś fajnego do młodszego zespołu i że nie odstaję za bardzo.
Nie wyprowadzajcie mnie z błędu.
AK
na zdjęciu od lewej Leszek Malinowski ( Koń Polski), Piotr Sumara, Agnieszka Czapska ( Kozłowska) i Mirek Wujas (organizatorzy PAKI)